Morsowanie - pomysł na życie
Morsowanie - pomysł na życie

Morsowanie – pomysł na zimę

Na samą myśl o zanurzeniu stopy w lodowatej wodzie większość z nas dostaje gęsiej skórki – dla nich jednak to chleb powszedni. Morsy, bo o nich mowa, regularnie zażywają kąpieli pod chmurką w okresie jesienno-zimowym. Jakie plusy i minusy ma morsowanie oraz komu może przypaść do gustu taki pomysł na życie? Na te pytania odpowiada Kasia, która właśnie zamknęła swój trzeci sezon zimowych kąpieli.

Boom na morsowanie

Morsowanie jest ekstra. To taki pozytywny kopniak dla mózgu i samopoczucia, niesamowity wysyp endorfin. Wiem to już od swojego pierwszego razu – mówi Kasia.

Przygodę z morsowaniem rozpoczęła jesienią 2019 roku. Decyzja była spontaniczna, podjęta w czasie rozmowy z koleżanką. Dziś Kasia jest członkiem grupy KRIO-FAZA Pruszków i nie wyobraża sobie tygodnia bez kąpieli w lodowatej wodzie.

Każde takie wejście poprawia humor i nastrój, jest idealnym lekarstwem na bolączki dnia codziennego – dodaje z uśmiechem.

Morsowanie stało się niezwykle popularne w czasie pandemii. To właśnie COVID-19 i wywołane nim restrykcje sprawiły, że ludzie zaczęli szukać alternatywnych aktywności poza domem. Morsowanie dawało nie tylko dodatkowy powód, by wyjść z domu, ale też miało podnieść odporność i wzmocnić organizm. Jak więc do niego podejść, aby nie zrazić się już na początku i też czerpać radość z bycia morsem?

Różne szkoły

Nie ma czegoś takiego, jak jedna właściwa metoda morsowania. Nie ma ściśle wytyczonej ścieżki, którą należy podążać, by w pełni docenić zalety tego pomysłu na życie.

Warto jednak zapoznać się z podstawowymi zasadami chociażby po to, żeby wiedzieć czego się spodziewać. Trzeba zdawać sobie sprawę, że przy wejściu do lodowatej wody organizm zaczyna działać w zupełnie innym trybie. Dlatego tak ważne jest przygotowanie psychiczne i świadome podejście do morsowania – tłumaczy Kasia.

Na to samo zwraca uwagę guru morsów i rekordzista Guinessa Valerjan Romanovski. W wywiadach radzi jednocześnie, aby nie wkładać sobie do głowy zbyt wielu mitów.

Nadmiar teorii stanowi niepotrzebną przeszkodę – wtóruje mu Kasia. – Gdy zamykasz się w schematach, morsowanie przestaje mieć swój urok. Dla mnie najważniejszy nie jest posiadany sprzęt, tylko dobre chęci. Oczywiście żelazną zasadą jest, że dla bezpieczeństwa nigdy nie morsujemy sami. Ale już to, czy do wody wchodzimy boso, w klapkach czy neoprenach (w lodowatej wodzie nie wyczuje się ewentualnego skaleczenia, przyp. red.), jest sprawą indywidualną. Nurkować można tak naprawdę już od pierwszego wejścia, wtedy czapka czy rękawiczki nie będą potrzebne.

Kurczowe trzymanie się dużej liczby zasad nie tylko odbiera całą frajdę z morsowania, ale też ogranicza przełamywanie oporów i wykonywanie kolejnych kroków. A przecież morsowanie to przekraczanie granic swoich możliwości!

Jedna z porad mówi, by wyjść z wody, gdy się zrobi zimno. Ale przecież podczas morsowania zimno jest cały czas. Inna podpowiada: w wodzie bądź tyle minut, ile ma ona stopni Celsjusza. Co jeśli woda ma 3 stopnie, a my chcemy i możemy spędzić w niej więcej czasu? – pyta retorycznie nasza rozmówczyni.

Krio-Faza Pruszków

Morsowanie od A do Z

Kasia morsuje w grupie. Klub liczy kilkudziesięciu członków, ale na morsowanie przychodzą także dodatkowe osoby. Średnia wieku to około 40 lat. Płeć nie ma tu znaczenia.

Ja morsuję w zasadzie od razu, bez przygotowania. Ale nie jest to zasadą. Każdy robi to, z czym czuje się najlepiej. Niektórzy się rozgrzewają np. robiąc skłony. I tu ważna uwaga – rozgrzewać należy się tak, by się nie spocić – mówi.

Gdy jest się już gotowym, a suche ubranie i ręcznik czekają na brzegu, morsowi pozostaje wejść do wody. Tak po prostu, pewnym krokiem. Nie należy obmywać ciała, jak to się zwykło robić przy wakacyjnych kąpielach. A są i tacy, którzy szybko wskakują do morza czy jeziora, zanurzając się błyskawicznie w zimnej toni.

Z reguły w wodzie jestem 15-20 minut. Niektórzy spędzają w niej kwadrans, niektórzy pół godziny… Wszystko zależy od tego, jak się czujesz. W słabszy dzień wychodzisz szybciej. Ludzie różnie funkcjonują w niskich temperaturach, sama masa ciała też ma tu znaczenie. Nie należy więc uogólniać. Brak akcesoriów z neoprenu sprawia, że jest zimniej, ale przecież o to chodzi – opowiada Kasia.

Każdy jednak morsuje na swój sposób. Bardziej doświadczeni (i – dodajmy – z odpowiednim przygotowaniem mentalnym i wydolnościowym) są w stanie nawet przepłynąć na drugi brzeg Wisły. W tym morsowanie przypomina choćby bieganie. Jedni traktują je rekreacyjnie, inni odnajdują w nim swój pomysł na życie, a jeszcze inni jedynie podążają za modą.

Nigdy nie nastawiałam się na bicie rekordów, ile czasu mogę spędzić w wodzie. Podchodzę do tego na luzie, aby się dobrze bawić. I myślę, że o to w tym przede wszystkim chodzi. Moją żelazną zasadą jest to, że mam morsować tak, by było mi przyjemnie. I to się sprawdza. Ja morsując czuję się świetnie i fizycznie, i psychicznie – dodaje.

To też zasługa fajnej atmosfery, jaka panuje podczas morsowania.

 – Cały czas gadamy, ludzie się śmieją. Z dobrą ekipą zawsze jest raźniej!

Ciepłolubny mors

Ale sceptycyzm społeczeństwa jest zupełnie zrozumiały. Przywykliśmy do tego, że kąpiel w morzu ma być przyjemna, relaksująca, przede wszystkim – ciepła. Wchodzimy do wody, by uciec od upału albo pozwolić, by fale kołysały nasze odprężone i zalane promieniami słońca ciało.

Niektórych może odrzucać już sama myśl zdjęcia kurtki przy minusowej temperaturze. Dla mnie to nie problem, choć sama bardzo lubię lato, a zimą doskonale czuję się w towarzystwie kaloryfera, grubego koca i gorącej herbaty – zwraca uwagę Kasia.

Mimo sympatii do ciepła, morsuje regularnie. Przez trzy sezony zdążyła już poznać uroki wszystkich warunków pogodowych. Wchodziła do wody przy temperaturze powietrza -17 stopni Celsjusza, lecz wbrew pozorom to nie taka pogoda jest dla morsów najgorsza.

Najbardziej uciążliwy jest deszcz i wiatr. Wtedy nawet przyjemniej jest schować się do wody! Najsympatyczniej z kolei, gdy pada śnieg. Fajny klimat jest też wieczorem – wylicza.

Kasia morsuje co najmniej raz w tygodniu. Częstotliwość, oprócz obowiązków i czasu wolnego, faktycznie zależy od tempa regeneracji organizmu. A to już jest kwestia indywidualna.

Już sam fakt, że morsuję z taką częstotliwością to dla mnie dowód na progres. Na początku mojej przygody nie było to możliwe, bo ciągle mną trzęsło z zimna – mówi.

Obok przełamania się i przystosowania organizmu do zupełnie nowego typu aktywności, to właśnie poczucie ciągłego braku ciepła jest największym wyzwaniem dla początkującego morsa. I z tym trzeba się oswoić.

W pierwszym okresie telepało mnie jeszcze przez kilka godzin po powrocie do domu. Nie mogłam się rozgrzać i cały czas chciałam spać, gdyż był to ogromny wysiłek dla organizmu – wspomina Kasia.

I dodaje, że w drugim sezonie było już łatwiej.

Jestem tym podekscytowana bo to znaczy, że organizm się rozwinął.

Przygotowania do sezonu

Sezon na morsowanie trwa od października do kwietnia. Nie oznacza to jednak, że miłośnicy zimnych kąpieli przez pozostałe pół roku jedynie wygrzewają zmrożone zimą kości. Są osoby, które morsują cały rok, np. kąpiąc się codziennie o świcie w zimnym morzu. Taka temperatura w zupełności wystarczy, bowiem poranki w naszej strefie klimatycznej raczej nie rozpieszczają upałami – nawet latem.

Ale i zimą są inne sposoby niż wchodzenie do wody, by oswajać organizm z niskimi temperaturami.

Ja często robię morsowanie suche. Brzmi doniośle, ale to nic wyszukanego. Po prostu ubieram się lekko w zimne dni i chodzę boso po śniegu. To ma pobudzić moje ciało, wprowadzić je w stan podobny do osiąganego po zimnej kąpieli – mówi Kasia.

Morsowanie dla każdego?

Kasia nieraz słyszała o przypadkach, gdy lekarze zalecali swym pacjentom morsowanie jako element leczenia żylaków, napięciach mięśniowych, stanów zapalnych czy reumatoidalnego zapaleniu stawów.

Do morsowania trzeba podchodzić jednak odpowiedzialnie. Pamiętajmy, że wejście do lodowatej wody powoduje szok i panikę organizmu, serce i układ oddechowy zaczynają pracować w nietypowym rytmie. Każde ciało zachowuje się inaczej, a już sam fakt częstego uprawiania sportu może przełożyć się na to, w jaki sposób ktoś zareaguje na wejście do lodowatej wody. Z jednej strony regularna aktywność fizyczna ułatwia wejścia, bo wysportowana osoba kontroluje swoje ciało, z drugiej strony je utrudnia – gdy schłodzona masa mięśniowa zaczyna się intensywnie kurczyć i rozkurczać w czasie dreszczy. Jeśli mamy więc jakiekolwiek wątpliwości co do swego stanu zdrowia, powinniśmy przed morsowaniem zasięgnąć opinii medycznej. Przeciwwskazaniem mogą być zapewne problemy z ciśnieniem – przestrzega.

Morsowanie jest fajne

W morsowaniu nie widzę żadnych negatywów. Niczego nie muszę się wyrzekać, do niczego zmuszać. Minus? Jedynie stopy mnie bolą, gdy krążenie wraca, lecz to jest drobnostka – wskazuje Kasia.

Zdecydowanie łatwiej jest dostrzec plusy morsowania.

Każde wejście to przyjemność i potężna dawka endorfin. Morsowanie pozwala przekroczyć granice swojego organizmu, stawić czoła ograniczeniom. Widzę, jak z roku na rok moje ciało się rozwija.

Kąpiel w mroźnej wodzie poprawia ponadto samopoczucie. To sposób na udowodnienie sobie tego, że można przekraczać granice. I, jeśli wierzyć powszechnym wśród morsów opiniom, doradzany jest także przez psychologów.

Po morsowaniu mam zawsze dobry dzień. Tylko to trzeba lubić. Ja nie skupiam się na negatywach, staram się czerpać radość z tego, co jest. Możesz zaakceptować drżenie ciała z zimna albo próbować je opanować. Najważniejsze jednak, by było przyjemnie i byś się z tym dobrze czuł – mówi Kasia.

I dodaje:

Na pogodę nie mam wpływu, więc chcę się nią cieszyć. Dzięki temu nauczyłam się podejścia, że każda pora roku jest fajna.

Dodatkowym atutem morsowania jest otwarty i ciepły (!) charakter społeczności morsów.

W mojej grupie nikt nikogo nie ocenia. To nie rewia mody, nikt nie trenuje na siłowni po to, by dobrze wyglądać morsując. To mega pozytywne i budujące środowisko. Ludzie sobie pomagają na każdym kroku, każdy z każdym może pogadać. A to jest bardzo ważne, by każdy wchodząc do lodowatej wody czuł się zaopiekowany. Obce osoby biorą się za ręce i wzajemnie pilnują – chwali panującą w grupie atmosferę Kasia.

Morsowanie – nowy pomysł na życie

Chociaż na morsowanie spojrzeliśmy łaskawszym okiem dopiero w czasie pandemii, a niektórzy zimowych kąpieli spróbowali jedynie z braku innych zajęć, to część covidowych morsów z pewnością nie zamierza rezygnować z nowego hobby.

– Pandemia oczywiście spopularyzowała morsowanie, ale myślę, że to też element szerszego trendu kultury poznania, zwrotu ludzkości w kierunku natury. Coraz częściej czerpiemy z jogi, medytacji, psychoterapii. Staramy się przestrzegać cyklu dnia, kobieta żyje cyklem miesięcznym. Morsowanie doskonale się wpisuje w to podejście. To po prostu zdrowy trend – podsumowuje Kasia.