Streaming - co to jest? Tłumaczy UszyniO. Fot. Canva
Streaming - co to jest? Tłumaczy UszyniO. Fot. Canva

O streamingu ze streamerem – c.d. rozmowy z UszynioO

Był rok 1993, gdy wytwórnia Electronic Arts / EA Sports wzbogaciła ofertę gier komputerowych o FIFA International Soccer. Tak zrodziła się legendarna seria piłkarska, która z czasem podbiła serca miłośników komputerów na całym świecie. Wtedy też w głowach młodych graczy zaczęły kwitnąć pierwsze marzenia o międzynarodowych sukcesach gamingowych. Jednym z tych marzycieli był Uszynio0 – streamer, który dziś pokazuje nam, że dziecięce sny o realizacji e-sportowego pomysłu na życie można spełnić niezależnie od wieku.

W pierwszej części rozmowy UszynioO wytłumaczył nam m.in. czym jest streaming gier komputerowych.

Wróćmy do czasów, gdy komputer w domu był rzadkością, a do Internetu wdzwaniało się przez modem. Opowiedz o początku swojej miłości do gier, gamingu, streamingu, e-sportu.

Zacząłem dużo grać na początku podstawówki, na początku lat 90. Ale tak naprawdę coś mi w głowie zaświeciło, jak poznałem Starcrafta.

Chciałem się doskonalić w tę grę, bo była niesamowicie złożona. No i tam się pojawił element rywalizacji w Internecie – a były to początki Internetu w Polsce. Tak to się wtedy zazębiło, że poznałem światek „progamingu”, czyli pierwszych Polaków, którzy zaczynali grać na arenie międzynarodowej. No i sam chciałem być jak najlepszy, by do nich dołączyć.

Co dla ciebie było takiego magnetyzującego w e-sporcie?

Wtedy odbywały się turnieje za granicą, np. World Cyber Games. Zwycięzcy z Polski lecieli do Korei Południowej na finały światowe. Chyba w porywach dwóch Polaków tam latało co roku. No i też chciałem polecieć. Nawet myślałem, czy się nie osiedlić w Korei! Bo w tamtych czasach to był tak naprawdę jedyny kraj, gdzie e-sport był na tyle rozwinięty, by z nim wiązać karierę, zarabiać na nim i z tego wyżyć.

Nie byłem jednak na tyle dobry. Może brakowało umiejętności, Może coacha, może samozaparcia, były inne priorytety. Natomiast pamiętam, że kładąc się spać wyobrażałem sobie, jak by to fajnie było wystartować w takich rozgrywkach, być na wielkiej scenie z tymi kibicami…

W Korei się naprawdę aktywnie kibicuje na takich turniejach. To jest prawie mecz piłkarski, trybuny szaleją, ty grasz, najfajniejsze akcje są na powtórkach.

No i tak sobie wyobrażałem, jak by to było. I teraz, choć przesuwając oś czasu o przeszło 20 lat w przód, znalazłem się w tym miejscu, gdzie faktycznie ludzie mi kibicują i chcą mnie oglądać. Fakt, nie są to tysiące ludzi, ale może kiedyś, jeśli utrzymam się w tym, to kto wie…

Także można powiedzieć, że moje marzenia się właśnie spełniają. Jestem w jakimś stopniu medialny, do czego pomógł mi dojść gaming.

I budujesz dookoła siebie społeczność na Twitchu, gromadzisz kibiców. Ale zanim do nich przejdziemy – czy sami streamerzy są w ogóle zżyci ze sobą?

Są zżyci, choć raczej adekwatnie do zajmowanego poziomu. Ci najwięksi kontaktują się ze sobą, ci mniejsi ze sobą, a ci najmniejsi są trochę osamotnieni. Generalnie ci, co się już trochę wybili, tworzą takie minispołeczności. Wymieniamy się w nich różnymi spostrzeżeniami.

Na Twitchu jest jeszcze jest coś takiego, jak Raid. Gdy kończysz mecz, to możesz przekazać swoich widzów na kanał innego streamera. I wtedy go raidujesz.

I właśnie przez te raidy tworzą się dodatkowe więzi. Bo ktoś sobie streamuje, ma gorszy dzień, 60 widzów, a tobie lepiej idzie i masz na swojej transmisji powyżej 100 osób. No ale kończysz transmisję i postanawiasz wesprzeć tamtego streamera i go zraidować. Tamten się cieszy, jemu rośnie średnia, ty się cieszysz bo on się cieszy. Więź się zacieśnia, potem sobie gadacie, wymieniacie się doświadczeniami. Tak powstaje społeczność streamerów.

Mamy nawet na Discordzie swoje kanały. Mam tam oczywiście jeden dedykowany pod swoją społeczność, ale jako streamerzy mamy też swój zamknięty kanał do wymieniania się wiedzą na temat mikrofonów, oświetlenia itd. Wspieramy się nawzajem.

No i przenosi się to czasem do „realu”. Byłem niedawno na spotkaniu zorganizowanym przez jednego streamera. Spotkaliśmy się w gronie kilku twórców i zaprzyjaźnionych widzów.

À propos kibicowania – czy ty też oglądasz to, co inni streamują?

Tak, ale od czasu, gdy sam streamuję, to wchodzę na transmisje raczej na chwilę, by się przywitać z zaprzyjaźnionym streamerem, albo żeby podpatrzeć jakieś dobre praktyki, poszerzyć horyzonty. Warto inspirować się tym, co robią inni gracze – nie tylko z Polski. Kiedyś miałem jednak więcej czasu na oglądanie streamów.

Streamowanie jest tak absorbujące?

Pamiętajmy, że streamowanie to nie tylko streamowanie; to też poświęcanie czasu na budowanie społeczności. To zajmuje czas. Pilnowanie Discorda, moderowanie, wrzucanie skrótów na TikTok, Youtube. Przy tym już nie starczy czasu, by aktywnie oglądać innych.

Co ci daje bycie w społeczności streamerów?

Co mi daje… Wspieramy się informacjami, jak najlepiej podchodzić do gry i mieć jak najlepsze wyniki. FIFA jest oparta na rywalizacji, są mistrzostwa, ligi weekendowe, więc każdy chce jak najlepiej wypaść.

To ponadto jest moje hobby, pasja, lubię komputery. W samym streamingu lubię ciągle coś rozwijać, dodawać różne efekty, bawić się tym. Chciałbym jeszcze rozwinąć się w edycji wideo, by wrzucać fajne filmiki na YT i TikTok. Mogę więc się wyżyć kreatywnie. Pewnie by się jeszcze znalazło parę aspektów, dlaczego to robię.

Natomiast prawie nigdy nie jest tak, że muszę się zmuszać do streamów. Owszem, kiedyś tak bywało, ale wtedy miałem mniejszą społeczność i nie czułem takiej motywacji, że ktoś na mnie czeka. Czy też, że ktoś coś dla mnie przyszykował i czeka, żeby te jego paczki – wirtualne prezenty – otworzyć. Mogą z nich wylecieć np. fajni piłkarze, więc się wszyscy razem tym jaramy. I to też jakoś tak zrzesza ludzi.

A co oglądanie streamów daje widzom?

Widzowie mogą się oderwać, pogadać na czacie o swoim hobby oraz o innych rzeczach – nie tylko o FIFA. Wymieniają się doświadczeniami, budują sobie składy, chwalą się trafami w tych paczkach… Więc to jest dla nich właśnie ta rozrywka, dowiadują się więcej o grze. Jednocześnie mogą też poruszać zupełnie codzienne tematy, zakres zagadnień jest bardzo szeroki.

Także oglądanie streamingu to nie jest bierne gapienie się w serial w TV, tylko mamy drugą płaszczyznę w formie interakcji między ludźmi.

I tu dodam, że właśnie dlatego duże znaczenie ma multitasking streamera. W każdej wolnej chwili podczas grania trzeba ten czat ogarniać, odpowiadać na pytania czy nawiązywać do dyskusji, która się tam toczy.

Liźnijmy temat monetyzacji. Rozumiem, że streaming to e-sport i można na nim dorobić, a nawet – zarobić?

Tak. To jest e-sport. Może nie profesjonalny, ale nadal e-sport. Jest tu rywalizacja, są turnieje, a FIFA sama w sobie jest tak zbudowana, by tę rywalizację maksymalnie intensyfikować. No i są różne szczeble tej rywalizacji, a w najwyższych ligach można bardzo duże pieniądze zarobić.

Co zatem zrobić, by streaming gier komputerowych był nie tylko zabawą, ale i pozwalał zarobić pieniądze?

W moim przypadku to wiązało się ze zdobyciem statusu Partnera. To wyróżnienie, taki zweryfikowany streamer. Partner jest drugą rangą na Twitchu, i to jest najwyższy poziom do osiągnięcia tutaj.

Żeby uzyskać status partnera, musisz spełnić szereg kryteriów. Gdy je spełnisz, dostajesz znaczek, że jesteś zweryfikowany. Przed Partnerem można być Towarzyszem. Towarzysza jest jednak w miarę łatwo uzyskać, bo wystarczy mieć 50 widzów.

Jak zostałeś Partnerem? To wymagało poświęceń?

Musiałem przede wszystkim nastawić się na osiągnięcie celu i działać w tym kierunku. Na przykład, choć mogłem streamować inne gry, to osiągnięcie statusu Partnera wymagało utrzymania określonej średniej liczby widzów. Taką pozycję miałem już wcześniej wyrobioną w FIFA. Nie mogłem więc odejść do tej gry, bo spadłaby mi średnia i bym się oddalił od swojego celu.

Jak często streamowałeś w tym okresie?

Gdy walczyłem o Partnera, starałem się grać codziennie. W ciągu trzech miesięcy miałem może parę dni przerwy. W tygodniu z reguły transmisje były od godziny 22 do 1, a w weekendy już potrafiłem popłynąć. Niektóre streamy kończyły się o 3 rano, czyli trwały pięć godzin.

No i do tego wspomniane budowanie społeczności…

…co jest trudne, jeśli nie robisz tego wszystkiego na pełen etat.

Żeby naprawdę stworzyć taki konglomerat, potrzebowałbym content managerów, którzy by się zajmowali prowadzeniem kanałów w mediach społecznościowych. Na to trzeba mieć kasę. Tej kasy z kolei na początku albo nie masz, albo nie chcesz wydawać na takie działania bo wierzysz, że kiedyś znajdziesz czas, by samemu to ogarnąć.

Z Twitchem jest dokładnie tak samo, jak z innymi projektami. By mój kanał szybko ruszył, musiałbym aktywnie prowadzić profile takie jak FB, YT, TikTok, Twitter itd. A każdy content wymaga przecież obróbki, pracy, czasu. Mi liczba widzów rośnie ale pewnie mogłaby rosnąć znacznie szybciej, gdybym robił to na szerszą skalę.

Ponoć kluczem do sukcesu jest też systematyczność. Faktycznie ma takie znaczenie przy streamowaniu?

Dla przykładu: PLKD wypromował się na YouTube, lecz nie na streamowaniu, tylko na wrzucaniu daily – takich odcinków z FIFA. Były fajne, dlatego ma milion subskrybentów. No i wrzuca dzień w dzień filmiki – jakiś odcinek z najfajniejszych akcji, meczów, wymyśla sobie scenariusze. Tak to u niego już teraz wygląda, więc nawet jeśli wchodzi rzadko – na przykład raz w tygodniu – na streama, to nadal ma kilka tysięcy widzów. Dzięki popularności ma stałą publikę mimo tego, że nie transmituje strumyków systematycznie.

Natomiast ci, którzy zaczynali przygodę ze streamingiem od Twitcha – w tym też i ja – muszą bazować na systematyczności. Bez niej widzowie mega szybko uciekają i traci się z nimi więź. Ja taki błąd robiłem na początku. Streamowałem, kiedy mi się chciało, nie miałem grafiku, dlatego nikt nie traktował mnie do końca poważnie. Przez to mój kanał się wolniej rozrastał.

Zachowanie systematyczności na Twitchu jest bardzo ważne, choć ja do tego aż tak bardzo radykalnie nie podchodzę. Czasem się spóźniam pół godziny, z czego moi widzowie się już śmieją. Mówią, że u mnie stream zawsze z dwugodzinnym opóźnieniem – ale mimo to spodziewają się mniej więcej, o której się pojawię. Natomiast niektórzy co do minuty ustalają, czy stream ruszy o 22, o 16 czy o 9 rano. Także tak – o tę systematyczność w ten czy inny sposób wszyscy jakoś dbamy.

Systematyczność i poświęcanie kilku godzin dziennie – to już nie brzmi jak hobby, a bardziej jak drugi etat.

Bo streaming na tym poziomie to nie jest już tylko takie hobbystyczne zajęcie, że „ktoś coś sobie odpali”. Choć przyznaję, że teraz, od kiedy mam status Partnera, rzadziej streamuję. Mam wymagającą pracę, rodzinę, trudno tak ciągnąć dzień po dniu przez dłuższy czas. Ale czuję się zobowiązany wobec widzów. Jest coś takiego jak płatne subskrypcje i ludzie ci płacą miesięcznie za nadawanie.

Tobie czy Twitchowi?

To jest dzielone pół na pół.

Ale zdarzało ci się brać wolne wieczory nawet walcząc o statut Partnera – a wtedy musiałeś w pełni oddać się sprawie. Widzowie nie mieli z tym problemu?

Bywa, że danego dnia się źle czuję i piszę na Discordzie, że streamu jednak nie będzie. Raz, po przeszło trzech tygodniach codziennego streamowania, nagle stwierdziłem, że muszę zebrać siły i odwołałem transmisję. Nie było dymu z tego powodu. Więc tak się zdarza, choć nie za często.

Każdemu może też coś wypaść, każdy może chcieć iść na piwko z kolegą, a moi widzowie są wyrozumiali. Gdy im mówię z odpowiednim wyprzedzeniem, że planuję urlop, to daję im przy tym szansę, by na dany miesiąc nie opłacali subskrypcji.

Chodzi tylko o to, by być fair wobec widzów i działać transparentnie.

To na koniec tej części rozmowy – streamujesz FIFA, a czy myślisz o streamowaniu innych tutułów?

Sądzę, że w przyszłości jak najbardziej. Nawet mnie widzowie pytają: UszynioO, kiedy ty będziesz streamował Call of Duty albo jakieś wyścigi. Bo kierownicę masz, i stojak do kierownicy, to może byś się pościgał…