Mistrzowskie rozmowy. Biało-czerwoni mundialiści - Nikodem Chinowski
Mistrzowskie rozmowy. Biało-czerwoni mundialiści - Nikodem Chinowski

O książkach i piłce nożnej – mistrzowska rozmowa z autorem „Mistrzowskich rozmów”

„Kto czyta książki, żyje podwójnie”. Ale czy ten, kto je pisze, równie wiele zyskuje? O tym, czy  łatwo jest napisać i wydać książkę oraz jakie są zarobki początkującego pisarza w Polsce rozmawiamy z Nikodemem Chinowskim – autorem książki „Mistrzowskie rozmowy. Biało-czerwoni mundialiści”. Nikodem pomaga nam odpowiedzieć na pytanie czy praca nad własną książką to dobry pomysł na życie, zdradza kulisy zbierania materiałów i uchyla drzwi do magicznego świata polskiej piłki nożnej lat 1938 – 2006.

Pomył Na Życie: Jakie to uczucie – napisać i wydać książkę?

Nikodem Chinowski: Przede wszystkim uczucie spełnienia i satysfakcji, że byłem zdolny doprowadzić projekt do końca. Oczywiście fakt, że moje nazwisko jest na okładce książki „Mistrzowskie Rozmowy”, że przewija się w spisach Biblioteki Narodowej, że widziałem moją książkę w Empiku czy innych księgarniach łechce też moją próżność.

Żyjemy w czasach postępującej digitalizacji, coraz więcej projektów – z dowolnej dziedziny życia – istnieje tylko w formie cyfrowej: widzimy je na ekranie, mamy zapisane w formacie kompilacji danych, po prostu nam się wyświetlają. A książka pozostała książką – jest namacalna, istnieje fizycznie. Więc zdecydowanie czułem i nadal czuję różnicę między swoimi tekstami publikowanymi w formie on-line, które mogę znaleźć na stronach internetowych czy plikach .pdf, a książką papierową.

Czym dla Ciebie jest ta książka? Początkiem wielkiej przygody z literaturą czy może spełnieniem wewnętrznej potrzeby?

Jeśli mam dokonać binarnego wyboru z dwóch przedstawionych opcji, to wskazuję na tą drugą – spełnienie wewnętrznej potrzeby. Aczkolwiek mam nadzieję, że ostatniego słowa jeszcze nie napisałem i być może w przyszłości coś jeszcze wyjdzie.

„Mistrzowskie rozmowy” zostały wydane wiosną 2018 roku. Kiedy ostatni raz je czytałeś i czy teraz, z perspektywy czasu, coś byś w nich zmienił?

De facto nigdy swojej książki – w klasycznym rozumieniu, od pierwszej do ostatniej strony – nie przeczytałem. Na etapie pisania koncentrowałem się na poszczególnych rozdziałach, z których każdy jest rozdzielny i nie wymaga łączenia percepcyjnego z poprzedzającym czy kolejnym. Oczywiście poszczególne fragmenty sczytywałem – na różnych etapach pracy nad książką – po kilkadziesiąt razy, znałem je już na pamięć. Po wydaniu nie miałem w ogóle ochoty zaglądać do książki, bo miałem ich przesyt. Musiałem odczekać, aż trochę farba obeschnie… Potem otwierałem „Mistrzowskie rozmowy” wielokrotnie, mam swoje ulubione fragmenty i lubię sobie czasem do nich wracać.

Czy wiele bym w niej zmienił? Nie. Byłem i jestem z niej zadowolony, zależało mi na kilku własnych koncepcjach i udało mi się je zrealizować i umieścić w książce.

Jakie to były koncepcje?

Przede wszystkim zależało mi na oddaniu emocji moich rozmówców. „Mistrzowskie Rozmowy” dotyczą wydarzeń historycznych, od niektórych z nich minęło już prawie 100 lat, od innych kilkadziesiąt lub kilkanaście. Ale chciałem pokazać dzisiejsze spojrzenie moich bohaterów na ówczesne wydarzenia i mam wrażenie, że to mi się udało. Wielu z nich w trakcie rozmów ze mną redefiniowało swoje opinie, wracając do tamtych wydarzeń oceniali je inaczej niż wtedy na żywo. Czytając tę książkę chyba widać te emocje – zamysł był taki, aby nie tylko przedstawić „co” mówią moi rozmówcy, ale też „jak” to mówią. Czasami cisza, która następowała po moim pytaniu, i którą przenosiłem do książki, znaczyła więcej niż słowa. Drugi z autorskich zamiarów, który udało się uplasować w książce, to grafika. Jest specyficzna, utrzymana w stylu retro, trochę plakatowa. Tu inspirowałem się świetnymi książkami „Kopalnia Futbolu”, które oprócz samej treści przodują właśnie grafikami. No i trzecia, autorska myśl, na której mi zależało – znalezienie smaczków, które do tej pory pozostawały poza mainstreamem, o których po latach mało lub bardzo mało się mówi, a które odgrzane okazały się bardzo interesujące. Każde spotkanie z bohaterem mojej książki wymagało indywidualnego, dość czasochłonnego przygotowania: wertowanie archiwalnych numerów „Przeglądu Sportowego”, „Tempa” i „Sportu” w Bibliotece Narodowej, skup starych czasopism sportowych z Allegro, no i oczywiście docieranie do najgłębszych zakamarków Internetu. Wszystko po to, żeby znaleźć coś nietypowego, nieodkrytego, niedopowiedzianego… Ale to się opłaciło, bo dzięki tak starannemu przygotowaniu i wyszukaniu „smaczków” kilka razy temat mundialu ugryzłem z zupełnie innej, nieznanej szerszej publiczności strony.

Czy twoim zdaniem to właśnie wyróżnia twoją książkę na rynku?

Jako autorowi nie wypada mi oceniać jej wartości, ale myślę, że sam koncept jest dość oryginalny. Moją rolą, jako autora, było słuchać i zadawać odpowiednie pytania, by skłonić rozmówców do interesujących odpowiedzi. Mam też wrażenie, że książka się szybko nie zestarzeje i nawet za 5 czy 10 lat będzie miała jakąś wartość w sobie.

Nikodem Chinowski z dziennikarką PAP podczas wywiadu dotyczącego "Mistrzowskich rozmów".
Nikodem Chinowski udziela wywiadu reporterce Polskiej Agencji Prasowej. Żródło: archiwum prywatne N. Chinowskiego

Opowiedz o samym procesie powstawania „Mistrzowskich rozmów”. Jest pewnie wiele osób, które myślą: „O, napiszę sobie książkę. Wydam ją i zarobię parę groszy.”. Naprostujmy proszę tę rzeczywistość. Na początek, ile czasu zajęło Ci szykowanie całego materiału – od pomysłu do publikacji i co było najbardziej absorbujące?

Myślę, że przed odpowiedzią na to pytanie istotne jest zaznaczyć, że mam bardzo niewielką wiedzę i doświadczenie w temacie. Ale być może właśnie to będzie pewną wartością dla osób, które też startują z zerowego pułapu i odpowiedź laika im się przyda.

Sekwencja zdarzeń w moim przypadku była następująca: najpierw zalałem zdecydowaną większość wydawnictw w Polsce mailami w stylu „Dzień dobry, czy wydacie moją książkę?”. Jako że piszę rozmaite artykuły od wielu lat to mogłem do maila dołączyć kilka tekstów autorskich, zbliżonych kształtem do zawartości planowanej książki. Miałem też już w głowie opracowaną jej wstępną konstrukcję i koncepcję, co również zawarłem w tej korespondencji rozpoznawczej. Z tego chaosu wyłoniły się dwa wydawnictwa, które były chętne na publikację książki własnym sumptem. To dość istotna kwestia – wiele wydawnictw oferuje możliwość publikacji albo częściowo albo całkowicie obciążając kosztami autora. Mnie taka forma współpracy nie interesowała. Po spotkaniach z oboma wydawnictwami wybrałem to bardziej konkretne i gotowe do działania od razu. Jak sygnalizowałem – warunki finansowe były dla mnie kwestią drugo- czy wręcz trzeciorzędną. Sam fakt, że nie ponosiłbym kosztów publikacji był wystarczający dla mojego modelu biznesowego. Istotniejszą kwestia było dla mnie skala ingerencji wydawnictwa w książkę – na ile miałem wolną rękę w kwestii samego tekstu, języka w nim zawartego, stylu grafik, layout’u itp. Od wydawnictwa Magnus dostałem wolną rękę, więc mogłem kształtować książkę zgodnie z własną wizją. Mając już chętnego wydawcę i wstępny harmonogram działań przystąpiłem do tworzenia treści…

Jak długo trwał ten etap?

Dzięki, że o to pytasz, wreszcie na coś przydadzą się moje skrupulatne zapiski. Pierwsze spotkanie – z Jerzym Gorgoniem – było 16 maja 2017 r., a ostatnie – z Jackiem Bąkiem – 19 grudnia 2017 r. Jak widzisz intensywność tych spotkań była dość wysoka, bo w ciągu 7 miesięcy odbyłem ich 16. Między spotkaniami z rozmówcami już spisywałem tekst, aby w okolicach stycznia 2018 r. mieć w 80-90% gotowy materiał i móc dać wykazać się korektorom, edytorom, grafikowi i innym specom od ulepszania książki. Do sprzedaży „Mistrzowskie rozmowy” trafiły w czerwcu 2018 r., tuż przed startem Euro 2018 i mogły wpisać się piłkarską gorączkę, która ogarnęła wtedy Polskę. Więc odpowiadając krótko – tworzenie książki zajęło rok.

To przejdźmy do liczb. Ile egzemplarzy twojej książki w różnych formach trafiło do odbiorców? I czy jest to zgodne z twoimi oczekiwaniami?

Nakład papierowy wyniósł 3000, ponadto tytuł jest dostępny pod postacią e-booków. Zgodnie z danymi od wydawcy, nabywców znalazły dokładnie 2034 egzemplarze papierowe i 63 cyfrowe. Nie miałem żadnych oczekiwań, bo i nie miałem żadnej wiedzy jak rozchodzą się książki no-name’ów – czy jak uda się sprzedać 100 sztuk to mam się cieszyć? A może 500? A może 10 000? Nie kalkulowałem, nie miało to większego znaczenia. Cała operacja pt. „wydanie książki” nastawiona była na spełnienie swojej wewnętrznej potrzeby publikacji mojego pisania w takiej właśnie trwałej formie, a nie na obliczeniach w excelu „ile?”, „za ile?”, „kiedy?” i „czy?”. Wynik przekraczający 2000 bardzo mnie raduje, ale pewnie równie dużą radość miałbym przy wyniku na poziomie 100 czy 1000.

Porozmawiajmy o zarobkach. O pieniądzach jakiego rzędu może myśleć początkujący pisarz i od czego jest to zależne?

W Polsce bardzo niewielu autorów może żyć z pisania książek. Jest kilka nazwisk, które sprzedają się znakomicie i faktycznie te osoby zbijają majątek na stawianiu liter. Ale to wyjątki. Myślę, że dla początkowych autorów aspekt finansowy nie powinien być kluczowy. Zarobki są niewielkie i na ogół nie rekompensują czasu i innych zasobów włożonych w napisanie książki. Żeby być bardziej konkretnym: standardowo z każdego sprzedanego egzemplarza książki mało znany autor ma 1-2 zł netto. Jednocześnie nie ponosi żadnych kosztów pośrednich – korekty, składu, druku, dystrybucji, marketingu – bo te na swoje barki bierze wydawnictwo, które potem „odkraja” swoją pulę przy rozliczaniu z księgarnią. Warunki są rzecz jasna negocjowalne i zależne od wielu czynników – tematyki, bazy potencjalnych odbiorców, koniunktury na rynku czy skali działalności wydawnictwa. Moja rada jest taka: nastawić się na zerowy zarobek, cieszyć z faktu, że wydawnictwo ponosi wszelkie koszty, a każde 100 złotych wpadające ze sprzedaży traktować jako miłą nagrodę.

Przestałeś być anonimowy. Wystawienie się na ekspozycję to narażenie się na komplementy, ale i pewnie drwiny, także z najbliższego otoczenia. Z jakimi komentarzami musiałeś się mierzyć i czy stanowiły one dla ciebie wyzwanie? Jak odbierałeś krytykę?

Nie no, spokojnie. Nie mierzyłem się z żadnymi komentarzami, bo poza wąską grupą znajomych nie miałem bezpośredniego kontaktu z żadnym swoim czytelnikiem. A znajomi, jak to znajomi – „fajna książka, spoko się czytało…, a o czym w ogóle napisałeś? A tak bardziej serio, to myślę, że odbiór środowiska sportowego był pozytywny. Oczywiście śledziłem w necie czy i jakie recenzje się pokazują i sprawiły mi one dużo radości. W 2018 r. otwierałem m.in. listę polecanych książek na lato przez tygodnik „Wprost”, pozytywnie w swoich kanałach w mediach społecznościowych pisali o niej też mniej lub bardziej znani dziennikarze i publicyści. Rzecz jasna było tego bardzo niewiele – na tyle niewiele, że jeśli dobrze pamiętam to do każdej z osób, która napisała recenzję byłem w stanie samemu się odezwać i podziękować za przeczytanie książki i wystawienie recenzji.

Twitt Michała Kołodziejczyka, czołowego polskiego dziennikarza sportowego.
Twitt Michała Kołodziejczyka, czołowego polskiego dziennikarza sportowego, na temat „Mistrzowskich rozmów”. Źródło: archiwum prywatne N. Chinowskiego

Czyli autografów na ulicy jeszcze nie rozdajesz?

No niestety, jeszcze trochę rozpoznawalności brakuje… Natomiast zdziwiło mnie to, jak wiele osób, które kupowały książkę bezpośrednio ode mnie lub którym chciałem ją podarować, prosiło o dedykacje. To były te bardzo miłe momenty, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że było warto i potwierdzały wyższość pisania książki nad pisaniem on-line. Więc jak ktoś jeszcze ma wątpliwość czy poświęcić parę miesięcy życia na napisanie książki, która „od dawna chodzi mu po głowie”, to niech wizja złożenia dedykacji na książce bliskiej osobie będzie rozstrzygającym argumentem.

Przejdźmy do treści książki. „Mistrzowskie rozmowy” to efekt rozmów z legendami polskiej piłki. Ile było takich spotkań i w jakiej atmosferze się one odbywały? Czy trudno było znaleźć rozmówców?

W książce w ogóle nie ma fikcji, jedynie spersonalizowane relacje z prawdziwych zdarzeń – z tego, co działo się na wszystkich piłkarskich Mistrzostwach Świata, na których grała reprezentacja Polski. Wszystkie rozmowy, czyli wywiady, odbywały się w formule oko w oko, bo przyjąłem, że tylko w taki sposób będę mógł zrealizować jedno ze wspomnianych założeń, czyli oddanie emocji rozmówcy. Nie wszyscy zaproszeni byli piłkarze przyjęli moje zaproszenia, niektórzy okazali się niemożliwi do odnalezienia, inni zaś bardzo pozytywnie reagowali na propozycje rozmów. Zależało mi na odkurzeniu kilku bohaterów swoich czasów, którzy dziś pozostają w zapomnieniu. Są też rozmowy z osobami, które grały role drugoplanowe podczas mundiali, ale często takie persony mają bardzo ciekawy punkt widzenia i wpuszczają sporo świeżego spojrzenia. Są więc nazwiska bardzo znane – Kasperczak, Listkiewicz, Żewłakow, Strejlau, Dziekanowski, ale są też nazwiska mniej znane – Przybyś, Rola-Wawrzecki, Masztaler.

A czy usłyszałeś przy okazji pikantne historie, które nie zostały opublikowane?

Nie, praktycznie w ogóle nie musiałem cenzurować wypowiedzi, bo umówiliśmy się, że wszystko, co powiemy w rozmowie pójdzie do druku. To trochę hamowało skłonność moich rozmówców do wynurzeń, ale nie zależało mi na tym. Więc żadną pikantną historyjką cię nie uraczę.

To na koniec trochę z innej beczki – co jako autor myślisz o idei bookcrossingu? Pojawiają się głosy, że ta forma „uwalniania” książek ogranicza pisarzom możliwość zarobku.

Nie znam tematu, więc się wypowiem… A tak serio zupełnie nie jest mi znana ta koncepcja, nie wiem o co chodzi z „bookcrossingiem”, ale jeśli ma to zwiększyć czytelnictwo w Polsce to jestem za.

Jak zachęciłbyś czytelników do nabycia „Mistrzowskich rozmów”?

„Mistrzowskie rozmowy. Biało-czerwoni mundialiści” to „znakomity prezent z byle okazji”, jak powtarza moja mama. Zapraszam na pewien popularny serwis aukcyjny, gdzie książki czekają na chętnych. W każdej z nich na życzenie mogę, z wielką radością, złożyć dedykację, podpis, a nawet rysunek.

Książkę Nikodema Chinowskiego możecie nabyć m.in. TUTAJ. Życzymy przyjemnej lektury!